postheadericon Echo Katolickie luty 2013

Mamy czas i szczęście

 

„W zmaganiu z chorobą robimy wszystko, co powinniśmy i co po ludzku możemy zrobić. Resztę zostawiamy Panu Bogu” – mówią amazonki. Nowotwór jest dla nich długą i trudną lekcją, o której nigdy nie zapomną.

Raka piersi nie nazywa się dziś chorobą śmiertelną, ale przewlekłą. Obserwujemy ciągły rozwój medycyny na tym polu i wzrost świadomości wśród kobiet. Nie zmienia się tylko jedno. Im wcześniej wykryjemy guza, tym większe mamy szanse na wyleczenie. Amazonki i lekarze nawołują do podejmowania działań profilaktycznych. Podkreślają, że aż 70% wszystkich niepokojących zmian wykrywane jest już podczas samobadania. Choroby nie można lekceważyć i uznawać jej za karę. Warto podjąć walkę; dla siebie i swoich bliskich.

Wzajemne wsparcie

Nowotwór dotyka coraz więcej kobiet. W klubach i stowarzyszeniach amazonek nie ma jednak tłumów. Panie ukrywają swoją chorobę, wstydzą się jej i cierpią w samotności.

- Amazonki to nie tylko kobiety po zabiegu mastektomii. Tak nazywamy wszystkie panie dotknięte nowotworem piersi. Warto obalić też kolejny stereotyp. Podczas naszych spotkań rozmawiamy o wszystkim, nie tylko o chorobie. Wspólnie bierzemy udział w różnych pielgrzymkach i spotkaniach integracyjnych. Razem uczyliśmy się nordic walking, uczestniczymy w warsztatach terapii zajęciowej (ostatnio robiliśmy bombki i kartki świąteczne) i korzystamy z pomocy psychologa. Teraz planujemy wspólne wyjścia na basen. Choroba nie zdominowała naszych rozmów, kiedy jednak chcemy się wzajemnie poradzić, nie potrzebujemy wielu słów. Wszystkie świetnie się rozumiemy – mówi Bożena Grąszko, prezes Bialskopodlaskiego Stowarzyszenia „Amazonki”, które w ubiegłym roku obchodziło 15-lecie swojego istnienia.

Mówić o chorobie

Do takich grup należą kobiety, które z chorobą zetknęły się całkiem niedawno, jak również i te, które walczą z nią od wielu lat. Przynależność do amazonek przynosi wiele korzyści.

- Nasze stowarzyszenie jest po to, by dać kobietom zastrzyk pozytywnego nastawienia na przyszłość. Choroba nowotworowa uczy wyciszenia, cierpliwości, innego patrzenia na życie, świat i na ludzi. Obserwuję swoje koleżanki i przekonuje się, że potrafią być naprawdę dzielne. Spotykamy się raz w tygodniu. Na początku dużo rozmawialiśmy o chorobie. Nie dusiliśmy w sobie naszych trudnych przeżyć, wyrzucaliśmy je z siebie. Żadna z nas nie obawiała się, że ktoś ją z tego powodu odrzuci, czy skrytykuje. Teraz rzadko kiedy rozmawiamy o raku; chyba, że pojawi się jakaś nowa koleżanka. Otaczamy ją wtedy opieką i oferujemy niezbędną pomoc. Mam znajomą, która trzy lata temu przeszła mastektomię. Teraz jest już na bardzo dobrym etapie. Kiedy do nas trafiła, nie potrafiła odezwać się przez kilka spotkań. Nie umiała rozmawiać, tylko siedziała i słuchała. Odezwała się dopiero po ok. pół roku i wreszcie głośno powiedziała o swojej chorobie. Wyznała, że o tym problemie mówi po raz pierwszy. Nikt z jej rodziny i znajomych nie miał pojęcia, że jest po zabiegu usunięcia piersi. Tamto wydarzenie pokazało, jak wielką jesteśmy siłą. Osoby, które nie mają wokół siebie bliskich, zawsze znajdą u nas ciepło słowo. Mogą na nas liczyć w każdej chwili – deklaruje Henryka ze Stowarzyszenia „Amazonki Siedleckie”.

Nie być jak struś 

Amazonki opowiadają, że wiele kobiet nie traktuje poważnie ich apeli, a także oznak choroby. Uciekają przed prawdą, być może dlatego, że jest ona bardzo trudna. – Niektóre panie chcą zapomnieć o nowotworze, ale tak się nie da. Nie można wymazać choroby, bo ona siedzi gdzieś w podświadomości – tłumaczy pani Bożena. O przebytym nowotworze nie pozwalają zapomnieć także systematyczne kontrolne badania i długoterminowe leczenie.

– Tutaj nie ma bohaterów. Nie należę do bojaźliwych, ale kiedy odbieram wyniki, zawsze trzęsą mi się nogi. Jeśli ktoś jest zdrowy, nie zwraca uwagi na jakieś pojedyncze bóle i ukłucia. Z nami jest inaczej. Kiedy ból utrzymuje się 2-3 dni, pojawiają się strach i myśli o przerzutach. Od takiej reakcji nie da się uwolnić. Nie myślimy jednak cały czas o chorobie, bo życie toczy się dalej – wyznaje pani Danuta.

Prezes bialskich amazonek wzywa, by w obliczu choroby, nieważne w jakim jest ona stadium, nie chować głowy w piasek. – Nie można udawać, że nie ma problemu, bo potem może być już za późno. Ja podeszłam do swojej choroby zadaniowo. Najpierw był zabieg, potem chemio i radioterapia. Teraz robię wszystko, by nie zachorować – tłumaczy pani Bożena.

Pani Henryka zaznacza, że chorobę trzeba zaakceptować. – Z natury jestem wrażliwa. Choroba pokazała, że mogę być także bardzo silna. Byłam z siebie dumna, że potrafiłam przyjąć chorobę. Teraz została nam nadzieja, to ona trzyma nas przy życiu – mówi siedlecka amazonka.

Piętno strachu

Nowotworu nie można traktować jak wyroku. Pani Halina z Białej Podlaskiej choruje od 15 lat. Na początku, mimo wyraźnych objawów, bagatelizowała chorobę. Potem wszystko potoczyło się lawinowo. Najbardziej bała się o swoją młodą córkę. Nie mówiła jej o szczegółach leczenia. Pragnęła ją chronić. Nie chciała, żeby córka przejmowała się jej problemami. Wypłakiwała się przed synem i mężem. Pomimo długiej walki jest pogodna, ciepła i uśmiechnięta. Jej osoba daje nadzieję i napawa optymizmem.

-Kiedy zachorowałam, lekarze zaproponowali, by moi krewni poddali się badaniom genetycznym na podatność na nowotwór. Na raka chorowała już także moja mama. Siostra nie chciała skorzystać z badań. Stwierdziła, że nie widzi takiej potrzeby. Niestety, potrzeba była, bo ona także zachorowała na raka piersi. Dopiero wtedy poddała się testom genetycznym, ponieważ zaczęła się bać o swoją córkę. Kiedy pojawiło się zagrożenie, szybko pobiegła z nią do lekarza. Choroby zaczęła się bać dopiero wtedy, gdy mogła dotknąć jej dziecka – wspomina pani Danuta.

Do św. Rity

B. Grąszko, w co trudno uwierzyć, przekonuje, że amazonki mają szczęście. – Wiele osób wychodzi z domu i do niego nie wraca. My, wiedząc o diagnozie, mamy jeszcze trochę czasu na to, by uporządkować swoje życie, aby poukładać swoje relacje z Bogiem i ludźmi, żeby ogarnąć swoje myśli. Nikt z nas nie zna dnia i godziny swojej śmierci. Mieliśmy wiele koleżanek, które chorowały na raka a zmarły na serce. Nie każdy ma czas, by przygotować się na odejście. My mamy szczęście, ponieważ rak umiejscowił się w piersi, a ten narząd w naszym wieku nie jest niezbędny, bo już urodziłyśmy i wykarmiłyśmy swoje dzieci. Od jakiegoś czasu modlimy się przez wstawiennictwo św. Rity i ciągle wszystko zostawiamy Panu Bogu – wyznaje pani Bożena.

Na zakończenie naszego spotkania jeszcze raz zachęca do badań wszystkie kobiety i dziękuje darczyńcom, którzy podarowali im 1% ze swojego podatku. W tym roku też jest taka możliwość. Na koniec prosi o modlitwę za wszystkie amazonki, bo tego wsparcia nigdy nie ma za wiele…

 

Agnieszka Wawryniuk

 

  • Siedleckie amazonki spotykają się w środy o 16.30 przy ul. Kazimierzowskiej 7 (przy mleczarni)

Last Updated (Saturday, 05 October 2013 19:27)